poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 6

Błyskawicznie wyjęłam moje miecze. Powoli czułam czułam w sobie siłę bitewnego haju. Dzięki niemu smoki nie wydawały się takie olbrzymie. Niestety nie było czasu na runy.
- Nie strzelajcie do nich. - powiedział zaniepokojony Cedrick
- Jak tego nie zrobimy to nas zabiją. - stwierdziła Susan
- Jesteś smoczą siostrą. Nie powinnaś zabijać swoich braci smoków. - Próbowałam ostudzić jej morderczy tryb. Ostatnie czego nam brakowało to śmierć przez czyjąś nieodpowiedzialność. Dziewczyna zignorowała moje słowa.
- Nie patrzcie smokom w oczy! - krzyknął Cedrick i wystąpił na przód. Zrobiłam to o co prosił, spuściłam wzrok. Ale jak walczyć z kimś na kogo nie można patrzeć?
- Jestem Cedrick Montger. Opiekun tego rezerwatu i daję wam ostatnią szansę na odwrót! - krzyknął
Troll się nie zatrzymał. Smoki także nie.
- Słyszycie?! Ostatnia szansa! - mówił Ced, ale już mniej pewnym tonem
Przeciwnicy nadal się nie zatrzymywali. Parli na przód. Trzeba atakować.
- To na nic. - powiedziałam - Oni się nie boją.
Ale Montger nie reagował.
- Przyziemny! Halo! Mówię do ciebie. - On stał jak wrośnięty. Chyba nie chce ich atakować...
Stworzenie były coraz bliżej. Susan patrzyła prosto na jednego ze smoków. Już wiedziałam, że obrała go sobie za cel. Spojrzałam na Toma. On patrzył na mnie. Wskazał głową na zielonego, drugiego smoka. Kiwnęłam głową. 
- Teraz. - powiedział Cedrick, nie cicho, nie głośno, ale wyraźnie.
Tom strzelił z łuku do zielonego gada. Ten oberwał w skrzydło i zniżył lot. Wtedy ja rzuciłam się sprintem i w ciągu paru sekund dopadłam go. Miecze stanowiły przedłużenie moich rąk. Cięłam bok smoka z wielką siła. To się nazywa bitewny haj. Stwór zawył z bólu i machnął na mnie ogonem. Odbiegłam i zrobiłam fikołka, wylądowałam dobry metr od zasięgu jego ogona. Lata treningu. Mój przyjaciel strzelał w niego gradem strzał. Smok skupił się na nim, a ja wykorzystałam jego nieuwagę i podbiegłam do jego ogona. Cięłam mieczami jego grubą skórę, a groty kaleczyły mu ciało. W pewnym momencie Tom wyjął zza pasa serafickie ostrze i podbiegł w naszą stronę. Razem raniliśmy smoka i robiliśmy uniki. Nagle gad niespodziewanie machnął ogonem i podciął nogi chłopaka. Całą uwagę skupił na nim. Chciał, żeby Tom spojrzał mu w oczy. Cholera, co robić? Rozpędziłam się i skoczyłam wysoko w górę. Z impetem wylądowałam na tułowiu smoka. Ten zaskoczony obrócił się, ale ja już biegłam po jego ciele. Wskoczyłam na głowę i wbiłam noże w jego oczy. Smok miotał się i zrzucił mnie z ciała. Czułam ból, kiedy wylądowałam na ziemi. W tym czasie Tom podniósł się i w tym momencie wbijał miecz w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce smoka. I było właśnie tam. Przyjaciel uciekł, a smok drgał, tak jak umierający człowiek. W końcu padł.
- Alicjo, wszystko w porządku? - Przybiegł do mnie Tom. Był umazany krwią. Kiwnęłam głową.
- Nic mi nie jest. A ty? Dobrze się czujesz?
- Tak. - Pomógł mi dźwignąć się z ziemi. - Zważając na okoliczności jest bardzo dobrze.
Wzrokiem omiotłam pole bitwy. Susan walczyła ze złotym smokiem. Aaraon atakował trolla mieczem. Nie widziałam Przyziemnego. Po chwili troll wytrącił Branwellowi ostrze z ręki. Ten zamiast sięgnąć po nie. Zaczął uciekać. Nie zrobił uniku, tylko tchórzowsko uciekał. Stworzenie, z którym walczył, skierowało się na Susan. Ona go nie widziała, bo była zajęta walką ze smokiem. 
- Sus. - Chciałam krzyknąć, ale zabrzmiało to jak jęk. Troll był milimetry od niej, kiedy na jego drodze wyrósł Cedrick. Chłopak odepchnął Susan. Troll nie zatrzymał się, tylko zaatakował Przyziemnego. Nie miał czasu odskoczyć. Upadł parę metrów dalej i się nie ruszał. Smok już się na niego czaił, więc Tom pognał, żeby go zaatakować. 
A co z trollem? Pędził na mnie. Przez szok go nie zauważyłam, a teraz był koło mnie. Gdy nagle upadł. Z jego ciała wystawała strzała. Rozpoznawałam ją. Wyjęłam grot i zostawiłam umierające stworzenie. Strzała należała do NIEGO. Włożyłam ją do wysokiego buta i obróciłam się. Nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Podeszłam bliżej. Susan rozmawiała ze smokiem, ale ja nic nie rozumiałam. Tylko jakieś jęki i nieskładne sylaby. Aaraon i Tom klęczeli przy Cedricku, który się przebudził. Rozmawiali cicho. W końcu Sus skończyła pogawędkę z gadem, a on odleciał. Podeszłam do niej.
- Dlaczego nas zaatakowali? - spytałam
- Nefilim są tu niemile widziani. Chcieli nas zabić. - powiedziała - A nawet więcej. Mieli taki rozkaz. 
- Od kogo? - Zmarszczyłam brwi.
- A jak myślisz? Demona. - Jej spojrzenie skierowało się na trolla. - Co się z nim stało? - spytała
- Zabiłam go. - skłamałam - Trafiłam na miękką skórę. Miałam szczęście. - Kiwnęła głową. A co ze smokiem? Dlaczego go nie zabiłaś?
- Działał na zlecenie. Kazałam mu złożyć przysięgę, że nie zaatakuje nas więcej.
- Dobrze.
- , ż=-====
- Trzeba zająć się Cedrickiem. - powiedziała
***
Jak się okazało chłopak był mocno poobijany. Miał problemy z chodzeniem. Musieliśmy rozbić obozowisko, żeby chłopak mógł odpocząć. Gdyby nie to, już dziś mieliśmy szansę dojść. Wszystko to wina Aaraona. Powinien walczyć lub ostrzec Sus. Znaleźliśmy małą polanę i tam rozłożyliśmy rzeczy. Wszyscy siedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy omawiać bitwę. I to co będzie dalej. Bo tego nie wiedział nikt. Nie wiedzieliśmy kiedy Ced wyzdrowieje.
A ja zastanawiałam się, czemu ON tam był. Bo przecież strzała oznaczała jego. Rozmawialiśmy aż się ściemniło.
- Zmęczona jessstem. - Susan ziewnęła. - Idziemy spać? - Tom kiwnął głową. 
- Ja też jestem zmęczony. - powiedział Przyziemny 
- Choroba ccię męczy. - stwierdziła Susu
Po chwili przy ognisku zostaliśmy tylko Aaraon i ja. Słyszałam chrapliwy oddech chorego i krzątającą się obok niego Susan. Branwall patrzył na nią z uwielbieniem. Chyba pora na rozmowę. 
- Aaraonie. - zaczęłam
- Tak? - Niechętnie skierował spojrzenie na mnie. 
- Chciałabym z tobą porozmawiać o Susan. - Widocznie się rozpromienił. Jak ja uwielbiam ścierać dzieciom uśmiechy z twarzy. 
- Jest cudowna. Widziałaś jak opiekowała się Cedrickiem? Uwielbiam ją. Jest tak słodko... - Musiałam mu przerwać. Miałam dość słuchania o słodkości Susan. 
- Ona cię nie lubi. - Chłopak zamilkł. Otworzył usta ze zdziwienia.
- Co? - wydukał w końcu
- Kłamałam. Szczerze mówiąc jesteś strasznie upierdliwy. - Na jego twarzy było widać teraz różne emocje, ale nie zamierzałam przestawać. Byłam zła i zmęczona po tym dniu. Ostatnie o czym marzyłam to użerać się z Aaraonem. Musiałam się wyżyć. - Każesz nam się zatrzymywać co pięć minut i boisz się wszystkiego. Kto cię wziął na misję? Wszystko dzięki twojemu ojcu? 
Jego twarz wyrażała szok. Miał "szklanki" w oczach. Moje słowa go zraniły. Zdarza się. 
- Miło usłyszeć prawdę. - burknął
Oparłam się o drzewo i zaczęłam w myślach liczyć do dziesięciu. Nie powinnam stracić kontroli. 
- Biorę pierwszą wartę. - Po tej rozmowie na pewno nie zasnę, więc równie dobrze mogę się do czegoś przydać. Patrzyłam jak wszyscy układają się do snu. Cedrick leżał w śpiworze Susan, a obok niego na ziemi leżała Susan. Tom leżał po drugiej stronie ogniska. Aaaraon ułożył się w cieniu, daleko od nas. 

Po godzinie wszyscy spali. Stwierdziłam, że jest bezpiecznie, więc wyjęłam strzałę z buta. Na jej końcu była zaschnięta krew trolla. Ale nie miałam wątpliwości co do jej właściciela. Są bardzo rzadkie i dość specyficzne. On na pewno będzie jej szukał. Mam przynajmniej taką nadzieję. Muszę się z nim skontaktować. Wyjęłam z plecaka kartkę i zaczęłam pisać list.

Drogi Dom!
Poznałabym Twoją broń nawet gdyby była kilometr ode mnie. Dobrze słuchałam, kiedy opowiadałeś mi o Twoim łuku. 
Co Ty tu robisz? Myślałam, że jesteś na jakiejś ważnej misji. Dlaczego się nie ujawniłeś? Wszyscy z chęcią przyjęliby tak dobrego wojownika jak Ty. 
Mama zapewne poinformowała Cię o misji. Jak widzisz nie ma z nami wujka. On został porwany. Tym bardziej Cię potrzebuję. On był moją jedyną rodziną wśród naszej drużyny. Tęsknię za Tobą. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku.
Twoja siostra,
Alicja

Narysowałam stelą znak, który przeniósł strzałę razem z listem na drogę. Najpierw oczywiście przebiłam nią kartkę. Jeśli istniał cień nadziei, że mój brat tu jest - musiałam to wykorzystać. Mam nadzieję, że Dom to znajdzie.
***
Następnego dnia obudziły mnie krzyki Toma.
- Nie drzyj się! - warknęłam, ale podniosłam do pozycji siedzącej. - Co się stało?
- Ktoś zasnął na warcie! - krzyczał - Kto?! - Susan także już się obudziła.
- Nie panikuj. - powiedziała spokojnie
- I się nie drzyj. - dodałam - Wytłumacz nam powoli co się stało. - Chłopak wziął głęboki wdech.
- Obudziłem się przed chwilą i zobaczyłem, że wszyscy śpią. Nie ma żadnego wartownika. Do tego COŚ zniknęło.
- Co? Kto mógł to zabrać? - zaniepokoiła się Susan
- Plecak. Jeden. A kto mógł to zabrać. Hmm... myślę, że Aaraon skoro go tu nie ma. - Dopiero teraz się rozejrzałam. Blondyn rzeczywiście zniknął. 
- Dlatego nie było wartownika. - mruknęła Susan - Przekazałam mu zmianę, a on musiał wtedy zniknąć. Ale co się z nim stało?
- Myślę, że to przeze mnie. - powiedziałam - Dałam mu wczoraj do zrozumienia, że jest głupi i nie potrzebny. - Tom jęknął. Susan zrobiła oczy jak pięć złoty. Ja nie byłam. - Powinniśmy sprawdzić czy nie ma go w okolicy? - To nie miało być pytanie. 
- Myślę, że tak. - odpowiedział po chwili Tom
***
Po godzinie poszukiwań nic nie znaleźliśmy. Wszyscy byli źli na Aaraona. Za jego nieodpowiedzialność i ucieczkę. Jako syn Inkwizytora powinien wiedzieć, że może go za to czekać kara. Choć szczerze w to wątpiłam. 
Przez noc Cedrick poczuł się lepiej i stwierdził, że możemy ruszać dalej. Tak zrobiliśmy. Naszym celem była góra, która już od momentu naszego obozowiska majaczyła na horyzoncie. Ced prowadził nas wąskimi ścieżkami. Słońce się przesuwało, a my brnęliśmy dalej. Raczej nie rozmawialiśmy. Miałam dużo czasu na rozmyślenia. Nie czułam poczucia winy z powodu Aaraona. Nocni łowcy powinni być silni. Nie ma tu miejsca dla wrażliwości. 
Złość na Dereka także już mi przeszła i tęskniłam za nim. Za jego brązowymi włosami, za jego śmiechem i żartami. Mam nadzieję, że jemu także przeszło. Kiedy będę pełnić kolejną wartę, wyślę mu ognistą wiadomość. 
- Bez Faraona idziemy o wiele szybciej. - powiedziała Sus, której widocznie znudziła się cisza.
- Ja was opóźniam. - powiedział Ced
- Gdyby nie ty zginęłabym. - odparła Sus poważnie, a to zdarzało jej się rzadko
*** 
- Widzisz? Wcale nas nie opóźniałeś. - powiedziała, kiedy piętnaście minut później staliśmy na szczycie. Podziwiałam krajobraz lasu z tego szczytu. Chciałabym tu mieszkać. Było naprawdę pięknie. Susan rozmawiała cicho z Przyziemnym, a potem podeszła do dziury, która znajdowała się mniej więcej na środku szczytu.
- Żeby wejść do jaskini trzeba skoczyć. - wyjaśnił Cedrick
- No to hop! - krzyknęła Susan
Nim zdążyłam zareagować, ona skoczyła. Jęknęłam. Przecież ja tak uwielbiam skakać z wysokości... 

tysiąc siedemstet ileś tam słów :)