poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział 2

Rozdział 2


- Powiedz mi jeszcze raz, skąd jesteś Przyziemny? - Nie warto już udawać miłej ani nic nie wiedzącej o Świecie Cieni.
- Z rezerwatu Smocza Dolina. - odpowiedział z wahaniem. - A gdzie jest wasz instytut?
- Dowiesz się niedługo. Nie mogę wszystkiego zdradzić Przyziemnemu.
- Nie mów tak do niego. - skarciła mnie Susan - Już niedaleko. Widzisz wieże tego kościoła? - Chłopak kiwnął głową. - To tam.
Miła Susan to coś nowego.
- Ktoś ci zaimponował. - szepnęłam tak, żeby nie usłyszał nas Cedrick. Przyjaciółka wywróciła oczami. - Nie prawda.
- Wiem, że kłamiesz. Po pierwsze znam cię, a po drugie czuję to. - Pociągnęłam lekko bluzkę do góry ukazując znak Parabatai.
- Nie każdy potrafi tak zignorować Stellę. - Może chodzi tylko o to. Na wszelki wypadek...
- Jest całkiem przystojny. - powiedziałam, ale niesety reakcja Susan mi umknęła, bo Cedrick zaczął znów coś mówić. Nie słuchałam go jednak. Odpłynełam ze swoimi myślami.

***

Dalsza droga minęła nam w ciszy.
- Jesteśmy na miejscu.
- To ruiny. - mruknął Cedrick
- Nie. To czary. - odpowiedziała Susan, kiedy ja przewracałam oczami. Durny Przyziemny. - Przypatrz się. - Chłopak zrobił to co kazała mu moja przyjaciółka. Zamykał i przymykał oczy,  marszczył brwi. Aż w końcu pisnął ze zdumienia. Naprawdę pisnął...
- Wow... To jest piękne i wspaniałe! Ale jak? - Zignorowałam go całkowicie i ruszyłam do drzwi.
- Chodźmy. - rzuciłam przez ramię
Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam się do windy.
- Myślisz, że moi rodzice są w domu?
- Nie wiem. - westchnęła Sus - Jest jeszcze Rose, Tom, Derek i twój wujek. - Ostatnią osobę wymówiła z niechęcią. Nigdy się nie lubili, ale nigdy nie usłyszałam powodu. Susan nie lubiła mówić o ich relacji.
- I Ryan w mieście. - mruknęłam
- Kto? - Ups... nie powinnam była tego powiedzieć. - Ali? - Winda zatrzymała się, a my wysiedliśmy. Szybko dotarliśmy do ogromnych drzwi biblioteki.
- Nikt. Wujku? - Szybko odwróciłam uwagę. Zza bibliotecznego regału wyłoniła się wysoka, ciemnowłosa postać. Jego szare oczy minęły mnie i Sus, a zatrzymały się na Cedricku.
- Kim pan jest? - chłodno zapytał wujek
Jego mina była groźna. Raczej rodzicom nie spodoba się, że przeprowadziłam Przyziemnego.
- Cedrick Montger. Przybyłem z prośbą o pomoc. Rezerwat Smoczej Doliny, mój dom, potrzebuje pomocy Nefilim.
- Nefilim to nie nazwa dla Przyziemnych. - warknął wuj - Ale wysłucham cię. Alicjo, Susan muszę was wyprosić.
- Oczywiście. - powiedziałyśmy niechętnie

***

- Czemu nas wyprosił?! - krzyknęła Sus, kiedy zamknęłam drzwi - Czemu się nie sprzeciwiasz?
- Ciszej. - szepnęłam
Zaciągnęłam ją w głąb korytarza. Kierowałam nas do mojego pokoju.
- Odpowiedz mi. - Zatrzymała się. - Bo dalej nie idę. - Nie chciałam się z nią kłócić, więc posłusznie zrobiłam to, o co prosiła.
- Nie jesteśmy pełnoletnie. Wujek miał prawo to zrobić. Za to ja nie miałam podstaw, żeby kłócić się z nim.
- Mogłaś chociaż spróbować. Dobrze wiesz, że twój wujek się nie zgodzi na żadną pomoc. - Niestety przyjaciółka miała rację. Wujek Carol napisze do Clave, a oni... Oni raczej nie zgodzą się na żadną pomoc. Zresztą może słusznie.
- Sus, przecież nie wiemy nic o tym Cedricku.
- Rzeczywiście nie zdradził nam nawet po co mu nasza pomoc, ale... ale dobry Nocny Łowca powinien pomagać każdemu. Sama to kiedyś powiedziałaś, prawda? - Moje słowa przeciwko mnie. Nagle zaczęłam interesować się moimi czarnymi martensami na obcasie.
- Masz rację. - przyznałam po chwili niechętnie - Idę do biblioteki. Porozmawiam z wujkiem. Mam nadzieję, że powie mi coś. - Jeśli nie, to będę musiała to na nim wymusić. - Chcesz iść ze mną?
 - Mi nic nie powie. - Susan uśmiechnęła się smutno. - Powodzenia. - powiedziała i odeszła
Ja ruszyłam w stronę biblioteki, w której ostatnio znajdował się Carol. W tym momencie wolałabym być w każdym innym miejscu. Zapukałam dość głośno, a potem weszłam do pokoju. Ojciec Rose siedział w fotelu i czytał coś. Kiedy weszłam podniósł wzrok.
- Alicja. Witaj dziecko. - Wskazał fotel naprzeciwko swojego, a ja w nim usiadłam. - Pewnie chcesz zapytać o Przyziemnego, a nie porozmawiać ze starym wujkiem. - Carol uśmiechnął się i puścił mi oko. Zawsze byliśmy w dobrych kontaktach.
- Gdzie on jest?
- Zaprowadziłem go do pokoju. Przebył długą drogę, żeby tu dotrzeć. Jego ojciec jest opiekunem rezerwatu tak jak Margaret i James instytutu. Od zawsze ma kontakt z najmniej popularnymi magicznymi stworzeniami. Za to prawie nie zna wampirów, wilkołaków i Nefilim. Ostatnio razem z ojcem odkryli, że porwano smoka, a potem następnego i następnego. Ojciec wysłał go tu, ponieważ dowiedział się, że smoki porywa demon...
- Demon? - przerwałam - Dlaczego demon miałby porwać smoki?
- Też mnie to zastanawiało, ale znalazłem jedno logiczne wyjaśnienie.
- Demon pracuje dla kogoś. Jasne. - Rewelacje dzisiejszego dnia przyprawią mnie o ból głowy. - Co dalej? - Miałam cichą nadzieję, że nic.
- Prawdopodobnie czeka was misja. Czekamy na to co powie Clave. - Widząc moją zmartwioną minę dodał. - Możliwe, że to fałszywy alarm.
- Muszę odpocząć. - powiedziałam
Nie chciałam jechać do miejsca, o którym instnieniu dowiedziałam się dopiero dziś.
- Oczywiście. Gdybyś czegoś potrzebowała będę tutaj. Prawdopodobnie dziś wieczorem przyjedzie odpowiedź od Clave. - Kiwnęłam głową i wyszłam z pokoju. Ale zamiast do siebie skierowałam się do Sali treningowej, gdzie liczyłam kogoś znaleźć.

***

Od kąd pamiętam uwielbiam trenować. Ćwiczyłam każdą bronią, ale szczególnie spodobała mi się walka dwoma serafickimi mieczami. Po jednym w każdej ręce. Sala znajduje się na czwartym piętrze instytutu. Na pierwszym jest winda i główna sala kościoła. Na drugim kuchnia, mały salon, zbrojownia i kilkanaście gabinetów. Największy z nich od zawsze należał do szefów instytutu. Teraz urzędują tam moi rodzice. Inny gabinet należy do wujka Carola. Piętro trzecie zajmuje ogromna, wiekowa biblioteka, która zajmuje 1/3 piętra. Cześć piętra zajmowały sypialnie. W jednym z pokoi mieszkała Susan, a w sąsiednim skrzydle Rose. Na tym piętrze był także mały salon. Piętro wyżej jest sala treningowa, a także sypialnie Toma, Dereka i Dominica. Korytarze dalej znajduje się mój pokój. Na piątym jest sypialnia oraz pokoje moich rodziców, a także wujka. Na tym samym piętrze jest salon z jadalnią. Na szóstym wielki ogród i Sala szpitna. W sumie instytut ma osiem pięter.

Drzwi sali treningowej jak zawsze były zamknięte. Otwierałam je z nadzieją znalezienia pewnej osoby. Nie pomyliłam się. Przy worku treningowym wysoka (1.85m), szczupła, ale umięśniona postać uderzała w worek z wielką siłą. Jego ciemne, krótkie włosy lśniły od potu. Usłyszał moje kroki, kiedy wchodziłam do pokoju.
- Nietrudno domyślić się, że to ty, Alicjo. - powiedział kończąc ćwiczyć - Twoje obcasy strasznie głośno stukają. - Dodał z uśmiechem.
- Wiesz jak ciężko nie zabić się na takich szczudłach? To - Wskazałam buty. - Ma 12 cm. - Powiedziałam z udawanym oburzeniem, a po chwili oboje się śmialiśmy.
- Po co je nosisz? - zapytał, kiedy szliśmy  do jego pokoju
- Żebyś nie musiał się za bardzo schylać, kiedy chcesz mnie pocałować. - Uśmiechnęłam się, a on pochylił się i pocałował mnie w policzek. Dalszą drogę odpowiadałam mu o dzisiejszej przygodzie.
- Nie chcesz tej misji, prawda? - zapytał, kiedy skończyłam, a ja pokręciłam głową- Nie ufasz mu?- Doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie ufać nikomu, kto nie jest taki jak ja.
- Będę z tobą. - Objął mnie ramieniem. Ja jednak nie byłam przekonana. Rano powinnyśmy użyć znaków...

***

Resztę dnia spędziłam z Derekiem. Byliśmy na spacerze, dużo rozmawialiśmy i nie musieliśmy nikogo poznawać dzięki runom. Do domu wróciliśmy dopiero o siedemnastej i od razu poszliśmy na obiad. Duży stół był już prawie całkiem zajęty. Siedzieli przy nim: moja mama, tata, wujek, Rose, Susan, Cedrick, Tom oraz osoba, której nie poznałam. Zajęłam miejsce między Sus a Cedrickiem i wyciągnęłam dłoń do nieznajomego.
- Alicja Sims.
- Lucas Mercer. - Lucas miał jasnobrązowe, zbyt długie loki. Miał runy na ręce. - Miło mi.
- Lucas będzie mieszkał tu przez jakiś czas. - powiedział tata
Pytanie czemu wydało mi się niewłaściwe, więc posłałam tacie pytające spojrzenie
- Kiedy w będziecie na misji. Clave stwierdziło, że instytut nie może zostać bez opieki.
- Czyli jedziemy wszyscy? - spytała Rose
- Nie. - odezwał się Carol - Inkwizytor wybierze część z was, którzy zostaną z Lucasem. List od Rady niewiele nam mówi. - Wujek westchnął.
- W każdym razie Clave zgodziło się na misję. Tyle, że mają jedno zastrzeżenie.
- Jeszcze jakieś? - zapytała Susan z irytacją
- Chcą wysłać z wami kogoś swojego. Prawdopodobnie starszego Łowcę. - dodała mama
Derek odpowiedział ze zdenerwowaniem.
- Clave jak zwykle miesza. Jakby nie mógł jechać ktoś z was. Trzeba im napisać...
- Spokojnie. - przerwał mu Tom
Jego przyjaciel od zawsze był o wiele spokojniejszy. Oboje mieszkają w instytucie od  trzynastego roku życia. Derek pięć lat, a Tom cztery.
- Kiedy przybywa Inkwizytor? - przerwałam
- Jutro rano. - odpowiadała mama - Będzie z tym Łowcą. - Nagle temat się urwał, a reszta posiłku minęła nam w milutkiej atmosferze napiętej ciszy.

***

Noc nie była ukojeniem. Zaraz po obiedzie uciekłam do mojego pokoju i udawałam, że śpię, żeby z nikim nie rozmawiać. Nie wiedziałam co mam myśleć. O Lucasie, wyprawie, Cedricku. W końcu wstałam i poszłam do kuchni. Zaparzyłam ziołową herbatę. Po wypiciu jej zachciało mi się spać.  Zmęczona napisałam krótką wiadomość, u dołu kartki narysowałam stelą runy. Ostatnie co pamiętam to płonący świstek papieru.

***

Pierwsze co rano znalazłam to odpowiedź.

"Dominic zawiadomiony. Mówi, że powinnaś jechać. Wspiera cię już teraz.
- R"

Dobrze jest mieć z nim kontakt. Uśmiechnęłam się na samą myśl o bracie. Stanęłam przed moją wielką, według niektórych szafą i wyjęłam z niej czarną bluzkę oraz czarną spódnicę do ziemi. Do tego oczywiście moje ukochane buty. Pomalowałam tylko usta błyszczykiem. Moje rzęsy natruralnie ciemne nie potrzebują tuszu. Kiedy kończyłam czesać długie włosów w dwa warkocze, ktoś zapukał. Czyżby Susan wcześniej wstała? To chyba niemożliwe. Po za tym ona nigdy nie puka. Otworzyłam drzwi.
- Rodzice chcą z tobą porozmawiać. - na jednym wdechu powiedziała Rose - Przyjechał inkwizytor.
- Rose... - Zaparło mi dech w piersi.
- Ojciec zabronił mi jechać. Ale twoi rodzice raczej się zgodzą. Idź.
- Przykro mi. - powiedziałam - Obudź Susan. - Kuzynka kiwnęła głową. Mknęłam korytarzem, a nagle na kogoś wpadłam. Odrzuciło mnie z wielką siłą, ale te same silne ramiona mnie złapały. Trzymał mnie Derek i był wściekły.
- Nie jadę. - powiedział od razu - Inkwizytor kazał mi zostać. Mam zajmować się instytutem, kiedy wy będzie się narażać.
- Derek, ja... - Sama nie wiem co chciałam powiedzieć, ale nagle w głowie znalazłam inne mądre słowa. - To też odpowiedzialne zadanie. Jesteś ważny w tej misji.
- Świetnie. - prychnął - Nawet własna dziewczyna przeciwko mnie. Jak możesz w ogóle się wypowiadać na ten temat? Twoi rodzice mają władzę, żeby wysłać cię na tą misję. A moi? - Ciężki temat się zaczyna. - Nie żyje ojciec. Matka jest daleko.
- Nie o to mi chodzi. Nie wkurzaj się...
- A niby co mam robić. Jestem najstarszy i odsunięty. - krzyknął - Zresztą ty jesteś zbyt ślepa i zapatrzona w siebie, żeby zrozumieć.
- Derek! - krzyknęłam, ale on już odszedł wściekły
Nie miałam zamiaru gonić go, żeby też na niego wrzeszczeć. Teraz najważniejszy jest inkwizytor i misja. Ruszyłam w stronę salonu.


Stojąc koło drzwi biblioteki już słyszałam głosy. Biblioteka sięgała od  trzeciego po ósme piętro kościoła. Ale drzwi do niej znajdowały się na trzech najniższych. Weszłam wejściem z czwartego piętra, ponieważ na tym samym mam sypialnię. Stanęłam na balkoniku i spojrzałam w dół. Stali tam moi rodzice, inkwizytor oraz blondyn, którego nie rozpoznałam.
- Ależ oczywiście. - powiedział ojciec - Zapewniam, że Carol się zgodzi. Czyli oprócz niego jadą także Alicja, Susan, Tom oraz młody pan Branwell. - Rodzina inkwizytora*!Czas przestać podsłuchiwać. Głośno zamknęłam drzwi i zeszłam po schodach.
- Dzień dobry. - powiedziałam do inkwizytora i blondyna - Alicja Sims.
- Witam Panią. - powiedział inkwizytor
Także miał blond włosy, wyglądał na nie miej niż czterdzieści pięć lat.
- Oto mój syn. Będzie uczestniczył w wyprawie.
- Alicja, miło mi. - powiedziałam i podałam mu rękę
On jednak obrócił ją delikatnie i pocałował. Wielu Nocnych Łowców z dobrych domów tak robiło i robi, ale ja już czułam czerwień na policzkach.
- Aaraon Jonathan Branwell. - Uśmiechnął się do mnie.
- Alicjo, może oprowadzisz Aaraona. - zaproponował inkwizytor - Omówimy pewne dorosłe sprawy.
- Oczywiście. - odpowiedziałam
Teraz to Derek może być zazdrosny.
- Gdzie idziemy? - zapytał, kiedy wyszliśmy z biblioteki
- Z chęcią pokażę ci miasto. - odpowiedziałam z udawaną radością
 Zapowiada się długi dzień...


* - Inkwizytor został wymyślony
---------------
Witajcie!
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał😃
Zachęcamy do komentowania.
Następny rozdział u Susan (susan-kelley.blogspot.com)
Znajdziecie tam też rozdział 1.