poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział 2

Rozdział 2


- Powiedz mi jeszcze raz, skąd jesteś Przyziemny? - Nie warto już udawać miłej ani nic nie wiedzącej o Świecie Cieni.
- Z rezerwatu Smocza Dolina. - odpowiedział z wahaniem. - A gdzie jest wasz instytut?
- Dowiesz się niedługo. Nie mogę wszystkiego zdradzić Przyziemnemu.
- Nie mów tak do niego. - skarciła mnie Susan - Już niedaleko. Widzisz wieże tego kościoła? - Chłopak kiwnął głową. - To tam.
Miła Susan to coś nowego.
- Ktoś ci zaimponował. - szepnęłam tak, żeby nie usłyszał nas Cedrick. Przyjaciółka wywróciła oczami. - Nie prawda.
- Wiem, że kłamiesz. Po pierwsze znam cię, a po drugie czuję to. - Pociągnęłam lekko bluzkę do góry ukazując znak Parabatai.
- Nie każdy potrafi tak zignorować Stellę. - Może chodzi tylko o to. Na wszelki wypadek...
- Jest całkiem przystojny. - powiedziałam, ale niesety reakcja Susan mi umknęła, bo Cedrick zaczął znów coś mówić. Nie słuchałam go jednak. Odpłynełam ze swoimi myślami.

***

Dalsza droga minęła nam w ciszy.
- Jesteśmy na miejscu.
- To ruiny. - mruknął Cedrick
- Nie. To czary. - odpowiedziała Susan, kiedy ja przewracałam oczami. Durny Przyziemny. - Przypatrz się. - Chłopak zrobił to co kazała mu moja przyjaciółka. Zamykał i przymykał oczy,  marszczył brwi. Aż w końcu pisnął ze zdumienia. Naprawdę pisnął...
- Wow... To jest piękne i wspaniałe! Ale jak? - Zignorowałam go całkowicie i ruszyłam do drzwi.
- Chodźmy. - rzuciłam przez ramię
Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam się do windy.
- Myślisz, że moi rodzice są w domu?
- Nie wiem. - westchnęła Sus - Jest jeszcze Rose, Tom, Derek i twój wujek. - Ostatnią osobę wymówiła z niechęcią. Nigdy się nie lubili, ale nigdy nie usłyszałam powodu. Susan nie lubiła mówić o ich relacji.
- I Ryan w mieście. - mruknęłam
- Kto? - Ups... nie powinnam była tego powiedzieć. - Ali? - Winda zatrzymała się, a my wysiedliśmy. Szybko dotarliśmy do ogromnych drzwi biblioteki.
- Nikt. Wujku? - Szybko odwróciłam uwagę. Zza bibliotecznego regału wyłoniła się wysoka, ciemnowłosa postać. Jego szare oczy minęły mnie i Sus, a zatrzymały się na Cedricku.
- Kim pan jest? - chłodno zapytał wujek
Jego mina była groźna. Raczej rodzicom nie spodoba się, że przeprowadziłam Przyziemnego.
- Cedrick Montger. Przybyłem z prośbą o pomoc. Rezerwat Smoczej Doliny, mój dom, potrzebuje pomocy Nefilim.
- Nefilim to nie nazwa dla Przyziemnych. - warknął wuj - Ale wysłucham cię. Alicjo, Susan muszę was wyprosić.
- Oczywiście. - powiedziałyśmy niechętnie

***

- Czemu nas wyprosił?! - krzyknęła Sus, kiedy zamknęłam drzwi - Czemu się nie sprzeciwiasz?
- Ciszej. - szepnęłam
Zaciągnęłam ją w głąb korytarza. Kierowałam nas do mojego pokoju.
- Odpowiedz mi. - Zatrzymała się. - Bo dalej nie idę. - Nie chciałam się z nią kłócić, więc posłusznie zrobiłam to, o co prosiła.
- Nie jesteśmy pełnoletnie. Wujek miał prawo to zrobić. Za to ja nie miałam podstaw, żeby kłócić się z nim.
- Mogłaś chociaż spróbować. Dobrze wiesz, że twój wujek się nie zgodzi na żadną pomoc. - Niestety przyjaciółka miała rację. Wujek Carol napisze do Clave, a oni... Oni raczej nie zgodzą się na żadną pomoc. Zresztą może słusznie.
- Sus, przecież nie wiemy nic o tym Cedricku.
- Rzeczywiście nie zdradził nam nawet po co mu nasza pomoc, ale... ale dobry Nocny Łowca powinien pomagać każdemu. Sama to kiedyś powiedziałaś, prawda? - Moje słowa przeciwko mnie. Nagle zaczęłam interesować się moimi czarnymi martensami na obcasie.
- Masz rację. - przyznałam po chwili niechętnie - Idę do biblioteki. Porozmawiam z wujkiem. Mam nadzieję, że powie mi coś. - Jeśli nie, to będę musiała to na nim wymusić. - Chcesz iść ze mną?
 - Mi nic nie powie. - Susan uśmiechnęła się smutno. - Powodzenia. - powiedziała i odeszła
Ja ruszyłam w stronę biblioteki, w której ostatnio znajdował się Carol. W tym momencie wolałabym być w każdym innym miejscu. Zapukałam dość głośno, a potem weszłam do pokoju. Ojciec Rose siedział w fotelu i czytał coś. Kiedy weszłam podniósł wzrok.
- Alicja. Witaj dziecko. - Wskazał fotel naprzeciwko swojego, a ja w nim usiadłam. - Pewnie chcesz zapytać o Przyziemnego, a nie porozmawiać ze starym wujkiem. - Carol uśmiechnął się i puścił mi oko. Zawsze byliśmy w dobrych kontaktach.
- Gdzie on jest?
- Zaprowadziłem go do pokoju. Przebył długą drogę, żeby tu dotrzeć. Jego ojciec jest opiekunem rezerwatu tak jak Margaret i James instytutu. Od zawsze ma kontakt z najmniej popularnymi magicznymi stworzeniami. Za to prawie nie zna wampirów, wilkołaków i Nefilim. Ostatnio razem z ojcem odkryli, że porwano smoka, a potem następnego i następnego. Ojciec wysłał go tu, ponieważ dowiedział się, że smoki porywa demon...
- Demon? - przerwałam - Dlaczego demon miałby porwać smoki?
- Też mnie to zastanawiało, ale znalazłem jedno logiczne wyjaśnienie.
- Demon pracuje dla kogoś. Jasne. - Rewelacje dzisiejszego dnia przyprawią mnie o ból głowy. - Co dalej? - Miałam cichą nadzieję, że nic.
- Prawdopodobnie czeka was misja. Czekamy na to co powie Clave. - Widząc moją zmartwioną minę dodał. - Możliwe, że to fałszywy alarm.
- Muszę odpocząć. - powiedziałam
Nie chciałam jechać do miejsca, o którym instnieniu dowiedziałam się dopiero dziś.
- Oczywiście. Gdybyś czegoś potrzebowała będę tutaj. Prawdopodobnie dziś wieczorem przyjedzie odpowiedź od Clave. - Kiwnęłam głową i wyszłam z pokoju. Ale zamiast do siebie skierowałam się do Sali treningowej, gdzie liczyłam kogoś znaleźć.

***

Od kąd pamiętam uwielbiam trenować. Ćwiczyłam każdą bronią, ale szczególnie spodobała mi się walka dwoma serafickimi mieczami. Po jednym w każdej ręce. Sala znajduje się na czwartym piętrze instytutu. Na pierwszym jest winda i główna sala kościoła. Na drugim kuchnia, mały salon, zbrojownia i kilkanaście gabinetów. Największy z nich od zawsze należał do szefów instytutu. Teraz urzędują tam moi rodzice. Inny gabinet należy do wujka Carola. Piętro trzecie zajmuje ogromna, wiekowa biblioteka, która zajmuje 1/3 piętra. Cześć piętra zajmowały sypialnie. W jednym z pokoi mieszkała Susan, a w sąsiednim skrzydle Rose. Na tym piętrze był także mały salon. Piętro wyżej jest sala treningowa, a także sypialnie Toma, Dereka i Dominica. Korytarze dalej znajduje się mój pokój. Na piątym jest sypialnia oraz pokoje moich rodziców, a także wujka. Na tym samym piętrze jest salon z jadalnią. Na szóstym wielki ogród i Sala szpitna. W sumie instytut ma osiem pięter.

Drzwi sali treningowej jak zawsze były zamknięte. Otwierałam je z nadzieją znalezienia pewnej osoby. Nie pomyliłam się. Przy worku treningowym wysoka (1.85m), szczupła, ale umięśniona postać uderzała w worek z wielką siłą. Jego ciemne, krótkie włosy lśniły od potu. Usłyszał moje kroki, kiedy wchodziłam do pokoju.
- Nietrudno domyślić się, że to ty, Alicjo. - powiedział kończąc ćwiczyć - Twoje obcasy strasznie głośno stukają. - Dodał z uśmiechem.
- Wiesz jak ciężko nie zabić się na takich szczudłach? To - Wskazałam buty. - Ma 12 cm. - Powiedziałam z udawanym oburzeniem, a po chwili oboje się śmialiśmy.
- Po co je nosisz? - zapytał, kiedy szliśmy  do jego pokoju
- Żebyś nie musiał się za bardzo schylać, kiedy chcesz mnie pocałować. - Uśmiechnęłam się, a on pochylił się i pocałował mnie w policzek. Dalszą drogę odpowiadałam mu o dzisiejszej przygodzie.
- Nie chcesz tej misji, prawda? - zapytał, kiedy skończyłam, a ja pokręciłam głową- Nie ufasz mu?- Doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie ufać nikomu, kto nie jest taki jak ja.
- Będę z tobą. - Objął mnie ramieniem. Ja jednak nie byłam przekonana. Rano powinnyśmy użyć znaków...

***

Resztę dnia spędziłam z Derekiem. Byliśmy na spacerze, dużo rozmawialiśmy i nie musieliśmy nikogo poznawać dzięki runom. Do domu wróciliśmy dopiero o siedemnastej i od razu poszliśmy na obiad. Duży stół był już prawie całkiem zajęty. Siedzieli przy nim: moja mama, tata, wujek, Rose, Susan, Cedrick, Tom oraz osoba, której nie poznałam. Zajęłam miejsce między Sus a Cedrickiem i wyciągnęłam dłoń do nieznajomego.
- Alicja Sims.
- Lucas Mercer. - Lucas miał jasnobrązowe, zbyt długie loki. Miał runy na ręce. - Miło mi.
- Lucas będzie mieszkał tu przez jakiś czas. - powiedział tata
Pytanie czemu wydało mi się niewłaściwe, więc posłałam tacie pytające spojrzenie
- Kiedy w będziecie na misji. Clave stwierdziło, że instytut nie może zostać bez opieki.
- Czyli jedziemy wszyscy? - spytała Rose
- Nie. - odezwał się Carol - Inkwizytor wybierze część z was, którzy zostaną z Lucasem. List od Rady niewiele nam mówi. - Wujek westchnął.
- W każdym razie Clave zgodziło się na misję. Tyle, że mają jedno zastrzeżenie.
- Jeszcze jakieś? - zapytała Susan z irytacją
- Chcą wysłać z wami kogoś swojego. Prawdopodobnie starszego Łowcę. - dodała mama
Derek odpowiedział ze zdenerwowaniem.
- Clave jak zwykle miesza. Jakby nie mógł jechać ktoś z was. Trzeba im napisać...
- Spokojnie. - przerwał mu Tom
Jego przyjaciel od zawsze był o wiele spokojniejszy. Oboje mieszkają w instytucie od  trzynastego roku życia. Derek pięć lat, a Tom cztery.
- Kiedy przybywa Inkwizytor? - przerwałam
- Jutro rano. - odpowiadała mama - Będzie z tym Łowcą. - Nagle temat się urwał, a reszta posiłku minęła nam w milutkiej atmosferze napiętej ciszy.

***

Noc nie była ukojeniem. Zaraz po obiedzie uciekłam do mojego pokoju i udawałam, że śpię, żeby z nikim nie rozmawiać. Nie wiedziałam co mam myśleć. O Lucasie, wyprawie, Cedricku. W końcu wstałam i poszłam do kuchni. Zaparzyłam ziołową herbatę. Po wypiciu jej zachciało mi się spać.  Zmęczona napisałam krótką wiadomość, u dołu kartki narysowałam stelą runy. Ostatnie co pamiętam to płonący świstek papieru.

***

Pierwsze co rano znalazłam to odpowiedź.

"Dominic zawiadomiony. Mówi, że powinnaś jechać. Wspiera cię już teraz.
- R"

Dobrze jest mieć z nim kontakt. Uśmiechnęłam się na samą myśl o bracie. Stanęłam przed moją wielką, według niektórych szafą i wyjęłam z niej czarną bluzkę oraz czarną spódnicę do ziemi. Do tego oczywiście moje ukochane buty. Pomalowałam tylko usta błyszczykiem. Moje rzęsy natruralnie ciemne nie potrzebują tuszu. Kiedy kończyłam czesać długie włosów w dwa warkocze, ktoś zapukał. Czyżby Susan wcześniej wstała? To chyba niemożliwe. Po za tym ona nigdy nie puka. Otworzyłam drzwi.
- Rodzice chcą z tobą porozmawiać. - na jednym wdechu powiedziała Rose - Przyjechał inkwizytor.
- Rose... - Zaparło mi dech w piersi.
- Ojciec zabronił mi jechać. Ale twoi rodzice raczej się zgodzą. Idź.
- Przykro mi. - powiedziałam - Obudź Susan. - Kuzynka kiwnęła głową. Mknęłam korytarzem, a nagle na kogoś wpadłam. Odrzuciło mnie z wielką siłą, ale te same silne ramiona mnie złapały. Trzymał mnie Derek i był wściekły.
- Nie jadę. - powiedział od razu - Inkwizytor kazał mi zostać. Mam zajmować się instytutem, kiedy wy będzie się narażać.
- Derek, ja... - Sama nie wiem co chciałam powiedzieć, ale nagle w głowie znalazłam inne mądre słowa. - To też odpowiedzialne zadanie. Jesteś ważny w tej misji.
- Świetnie. - prychnął - Nawet własna dziewczyna przeciwko mnie. Jak możesz w ogóle się wypowiadać na ten temat? Twoi rodzice mają władzę, żeby wysłać cię na tą misję. A moi? - Ciężki temat się zaczyna. - Nie żyje ojciec. Matka jest daleko.
- Nie o to mi chodzi. Nie wkurzaj się...
- A niby co mam robić. Jestem najstarszy i odsunięty. - krzyknął - Zresztą ty jesteś zbyt ślepa i zapatrzona w siebie, żeby zrozumieć.
- Derek! - krzyknęłam, ale on już odszedł wściekły
Nie miałam zamiaru gonić go, żeby też na niego wrzeszczeć. Teraz najważniejszy jest inkwizytor i misja. Ruszyłam w stronę salonu.


Stojąc koło drzwi biblioteki już słyszałam głosy. Biblioteka sięgała od  trzeciego po ósme piętro kościoła. Ale drzwi do niej znajdowały się na trzech najniższych. Weszłam wejściem z czwartego piętra, ponieważ na tym samym mam sypialnię. Stanęłam na balkoniku i spojrzałam w dół. Stali tam moi rodzice, inkwizytor oraz blondyn, którego nie rozpoznałam.
- Ależ oczywiście. - powiedział ojciec - Zapewniam, że Carol się zgodzi. Czyli oprócz niego jadą także Alicja, Susan, Tom oraz młody pan Branwell. - Rodzina inkwizytora*!Czas przestać podsłuchiwać. Głośno zamknęłam drzwi i zeszłam po schodach.
- Dzień dobry. - powiedziałam do inkwizytora i blondyna - Alicja Sims.
- Witam Panią. - powiedział inkwizytor
Także miał blond włosy, wyglądał na nie miej niż czterdzieści pięć lat.
- Oto mój syn. Będzie uczestniczył w wyprawie.
- Alicja, miło mi. - powiedziałam i podałam mu rękę
On jednak obrócił ją delikatnie i pocałował. Wielu Nocnych Łowców z dobrych domów tak robiło i robi, ale ja już czułam czerwień na policzkach.
- Aaraon Jonathan Branwell. - Uśmiechnął się do mnie.
- Alicjo, może oprowadzisz Aaraona. - zaproponował inkwizytor - Omówimy pewne dorosłe sprawy.
- Oczywiście. - odpowiedziałam
Teraz to Derek może być zazdrosny.
- Gdzie idziemy? - zapytał, kiedy wyszliśmy z biblioteki
- Z chęcią pokażę ci miasto. - odpowiedziałam z udawaną radością
 Zapowiada się długi dzień...


* - Inkwizytor został wymyślony
---------------
Witajcie!
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał😃
Zachęcamy do komentowania.
Następny rozdział u Susan (susan-kelley.blogspot.com)
Znajdziecie tam też rozdział 1.

7 komentarzy:

  1. Co się stanęło z Robertem na miejscu Inkwizytora? Halooo, Robeeercieee, umarnęło ci się? Rob, kochanie, ja cię wskrzeszę, bo chociaż byłeś złym ojcem, to Inkwizytorem to ty sobie zostań, okej?

    A tak ogólnie to hejka, Vittoria jestem, taki mały debil, z którym pisze Susan, przybyłam, klękajcie narody czy coś. Bo ja normalnie nie komentuję, a co dopiero żeby się rozpisywać, kto to widział. Ktoś widział, cobym kiedyś napisała długi komentarz? *cisza* Właśnie.

    CZĘŚĆ I - TA ZŁA.
    Okay. Coś, o co miałam się czepnąć już u Sus, to to, że...
    N A Z W I S K A. Wiem, że Ginny też już o tym wspominała, a ja wiem, że to są Wasze nazwiska z nicków i w ogóle, ale u Nocnych Łowców występują nazwiska łączone, i w momencie, kiedy decydujecie się na to uniwersum, według wszelkiej logiki nazwiska postaci muszą być dwuczłonowe, np. Light-wood, Love-lace, Heron-dale, Fair-child, Gray-mark, Rosa-les (w tym przypadku mogłam coś kopnąć z dzieleniem, ale szczerze w to wątpię, bo po hiszpańsku tak powinno być, a to hiszpańskie nazwisko NŁ, o ile się nie mylę). I tak dalej, i tak dalej. Więc, nie dość, że Sims i Kelley nie są nazwiskami Nefilim, to Mercer, które podałaś jako nazwisko tego faceta, też nie jest takim nazwiskiem. Ale dość o tym, po pewnie i tak nic z tym nie zrobisz/zrobicie.

    Sprawa vol 2. Dialogi. Dialogi to zło wcielone, nie wiem, kto ustalał zasady, też ich nie lubię, bo są dziwne i w ogóle, ale muszę wspomnieć, że masz tu zły ich zapis (przepraszam, ale jestem na tym punkcie cholernie wyczulona, czyje opowiadania czytam, te ludzie wiedzą). Jak coś, mogę ci rozpisać zasady, jeśli wyrazisz taką chęć w odpowiedzi c:

    Sprawa vol 3. Nie że coś, ale wedle moich informacji, w USA/UK Carol jest uznawane za imię kobiece, a jeśli chodziło Ci o polskie "Karol" to jest to Charles. No, musiałam o tym wspomnieć, bo wiem, że wasz Carol jest facetem, ale kłóci mi się to z imieniem, i jak go sobie wyobrażam, to do głowy przychodzi mi jedynie Conchita Wurst xD

    Sprawa vol 4. Jaki to jest czas, jakie miasto, jaki Instytut, kim są ludzie. Za dużo postaci, mój mały móżdżek nie ogarnia. Ooo, jak już przy imionach, to pierwsze słyszę imię Aaraon, wiem, że istnieje Aaron, ale Aaraon to nie wiedziałam :o

    KONIEC CZEPIANIA SIĘ. TAK NA 89,99% (TAK, 89, BO 99 JEST ZBYT POPULARNE). CDN.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK WIĘC CZĘŚĆ II - TA OKAY.

      Więc tak. Matko wszystkich jednorożców na tym świecie (chociaż w sumie jednorożce mają ojca, a jest nim Mikey Way, ale nieważne, za dużo tłumaczenia, polecam wpisanie w google frazy Mikey Way and unicorns, może coś się wyjaśni), teraz się okaże, że część z pochwałami będzie dwa razy krótsza od tej z czepialstwem. Ugh.

      Masz całkiem sympatyczny styl, chociaż mogłabym się przyczepić do powtórzeń, ale każdemu się zdarza, soł wybaczam. Szybko się czytało, więc plusik, no. Ale sprawdź te powtórzenia, okay?

      Interpunkcja nie leży w kącie i nie płacze! Yay, Vic się śmieje, Vic tańczy i dokazuje, jednorożec się rodzi! A nie, chwila. Jednorożce się rodzą, jak Mikey się śmieje. Cii, udawaj, że nie zauważyłaś tych zdań. W każdym razie przecinki w większości (chyba) są, gdzie powinny, więc leci następny plus.

      A tak na neutralność to mam, że akcja trochę zapieprza i nie wszystko ogarniam (zwłaszcza postacie, ugh, ale o tym już pisałam), ale z tym też sama mam problem, bo u mnie w prologu to już mi główną bohaterkę do więzienia zabrali, ale przemilczmy to.

      Ogólnie nie jest źle, ale przy odpowiednim przyłożeniu się (w sensie większym) + może jakiejś becie, wyszłoby dużo lepiej, i mały perfekcjonista w mojej głowie nie krzyczałby o litość i nie kazał mi pisać części I, a przynajmniej byłaby ona dużo krótsza.

      Jeśli komentarz w którymkolwiek momencie zabrzmiał niemiło/chamsko/wrednie/whatever, to ja przepraszam, ja nie chciałam, ale ja z natury jestem chamska i wiecznie mi mówią, że powinnam być ruda, bo to by lepiej oddawało mój charakter, a jak już byłam ruda, to ludzie mówili, że wreszcie widać, jaka jestem naprawdę, także no. Nie wyczułam wredoty w moim komentarzu i mam nadzieję, że wy (Sus i ty, Alicjo) też jej nie wyczujecie, bo to nie w moim stylu obrażać ludzi, co to sobie nic nie zasłużyli.

      Do mojego komentarza podpina się też Ginny, chociaż w sumie to nie wie, co tu jest napisane, ale się podpina. Whisky rzuciło się na mózg.
      Mi w sumie też.

      So long and goodnight,
      Vittoria di Angelo
      http://piorem-vittorii.blogspot.com/
      Ginny Area
      http://the-power-of-fate.blogspot.com/


      TO JUŻ KONIEC NAJDŁUŻSZEGO KOMENTARZA W MOIM ŻYCIU.

      Usuń
    2. My watch is ended - Jon Snow (Jon to Vicky, dla nieogarniających)

      Usuń
    3. Hejka!
      Od czego zacząć...

      Może tak:
      Ogólnie to się cieszę, że w ogóle ktoś to czyta 😃

      Sprawa dialogów:
      W części jest to wina pisania całego rozdziału z telefonu, nie polecam. O wiele lepiej pisze mi się na komputerze. A w części to wina mojej niewiedzy na temat poprawnego pisania dialogów. Możesz napisać zasady w odpowiedzi 😃

      Sprawa powtórzeń:
      Zazwyczaj staram się tego pilnować, ale nie zawsze się da. W następnym rozdziale postaram się to kontrolować.

      Sprawa imion:
      Nigdy nie podobało mi się imię Aaron. Moja koleżanka kiedyś przeczytała to imię Aaraon i mi się spodobało, więc zawsze piszę tak.
      Co do Carola to jestem głupia, bo nawet na to nie wpadłam. Ale cii, niektóre imiona w Ameryce są dla kobiet i dla mężczyzn. Uznajmy, że to też.

      Dziękuję za komentarz 😃
      Pozdrawiam,
      Alicja

      Usuń
    4. Dialogi tajm!

      Więc:
      a) w momencie, gdy po myślniku, jako wypowiedź narratora, jest czynność związana z mówieniem(powiedział, szepnął, krzyknął czy inne gówna), NIE MA kropki ani dużej litery. NIE MA, KTO DA, TEGO ZACIUKAM ŁYŻECZKĄ.
      np.
      - Pójdę zabić jakiegoś koczkodana - oznajmiła wesoło Vittoria, wyjmując nóż spomiędzy ściany a szafy.

      b) Kiedy wypowiedzią narratora jest czynność inna niż ta związana z mówieniem, DAJEMY dużą literkę I kropkę.
      np.
      - Pójdę zabić jakiegoś koczkodana. - Oczy Vittorii błyszczały ekscytacją, kiedy dziewczyna wyjmowała nóż ze swojej skrytki.

      No, z dialogów to tyle w sumie.

      Jeszcze sprawa Carola: w krajach romańskich Carol to facet, w sensie jakaś Francja czy inne Włochy. W krajach anglosaskich to jest tylko męskie, ale cii. Może ma jakieś włoskie korzenie, albo jego rodzice darzyli Włochy miłosną miłością albo coś.

      A z tym Aaraonem to okay. Przyzwyczaję się i dzięki za wytłumaczenie, dlaczego tak, a nie normalnie :D

      Usuń
  2. 1. Popraw te dialogi na litość boską
    2. Postaram się, żeby akcja była w następnym rozdziale trochę spokojniejsza, bo rzeczywiście zapierdziela jak szalona.
    Weny
    Sus ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawi się kiedyś
      Dziękuję za komentarz💖
      Pozdrawiam

      Usuń

Każdy komentarz daje mi siłę!